Kiedyś przeczytałam, że w krajach skandynawskich nawet kamienie i drzewa zakładają swoje zespoły, co bardzo mnie ubawiło. Dziś, gdy odkrywam kolejny band ze Szwecji, całkiem przyzwoicie brzmiący, pomimo licznych zapożyczeń z Black Sabbath, The Doors, czy Wishbone Ash, zaczynam w to wierzyć…
Witchcraft- czyli „czarostwo” /!/ w podręcznym tłumaczeniu powstało w 2000 roku w Orebro sporym mieście położonym w środkowej Szwecji i po licznych zmianach personalnych działa do dzisiaj.
Debiutowali albumem „Witchraft” w 2004 roku, który nagrany został w piwnicznym studio ma zabytkowych urządzeniach, co wyszło im tylko na dobre, dając charakterystyczne brzmienie.
Ja jednak polecam późniejsze płyty: „Legend” z 2012 roku i „Alchemik” z 2007, które powinien poznać każdy, kto interesuje się muzyką. To są naprawdę perełki, ogólnie mówiąc rocka. Krytykom zostawiam doprecyzowanie stylu Witchraft. Dla mnie jest bez znaczenia, czy to stoner rock, heavy metal; nie nadsłuchuję czy to już doom, a może psychodelic… Dla mnie ważne są emocje, które wywołuje muzyka. Wyłapuję to COŚ, co mogę z niej zabrać do siebie, jako kruszywo, budulec na uzupełnienie swych fundamentów, aby utwierdzać się w przekonaniu, że warto żyć, choćby po to, aby słuchać TAKIEJ MUZYKI! Czasem zachowuję się jak sroka, wyłapująca błyskotki, ale one też są potrzebne, bo odbijają światło.
Ciekawostka dla kolekcjonerów: płyta Legend wyszła też w wersji winylowej/2 LP/, której fioletowa edycja została ograniczona do 250 egzemplarzy ręcznie numerowanych. I co?
Powyższy gif zaczerpnęłam ze strony: https://giphy.com