Październik tego roku nierozerwalnie będzie mi się kojarzył z chwilami kontrolowanej samotności, niezbędnej do opłakiwania cudownych dźwięków po straconym morzu. Kolejne odsłuchy nowej płyty Triumph & Disaster australijskiej grupy We Lost the Sea weszły mi w nawyk. Jakie błogie uzależnienie! Ta muzyka aż kipi od emocji i ja to chwytam od razu. Mogę przy niej robić swoje rzeczy: pisać i obrabiać zdjęcia. Ale mogę też zamknąć oczy i pozwolić snuć muzycznym opowieściom. W sam raz jak na niedzielny, niespieszny poranek. Ale też gęsty środowy wieczór. Dziś wiem jedno: Triumph & Disaster przeniknęła doszczętnie mój październik, pełen melancholii i rozważań o tragizmie istnienia ale też intrygujących blasków i cieni. Towarzyszy tropieniu sensu w tym p…. życiu. Rozświetla mroki.
Piękną emocjonalną recenzję popełnił Sebastian Chosiński któremu bardzo dziękuję za inspirację.https://esensja.pl/muzyka/recenzje/tekst.html?id=28412