Już wiem, że najbliższe poniedziałki będą mi upływać w rytmie zeszmaconego i krwistego rocka bez cenzury! A to za sprawą serialu „Vinyl”, który wypuściło HBO i chwała mu za to i cześć! Za temat wzięli się znakomici Martin Scorsese i Terence Winter, a maczał w nim swe sticky fingers również Mick Jagger, będący dla mnie żywą legendą, jak nieśmiertelny Żyd – Tułacz… Pierwszy odcinek obejrzałam z pewną nieśmiałością i już ostrzę sobie zęby na kolejne! Szczególną uwagę zwróciłam na emocje towarzyszące zjawisku muzyki oraz tworzącą się więź pomiędzy „dawcą” a „biorcą”, you know, what I mean. W moich obszarach zainteresowań, na pierwszy plan wybijają się uczucia i przeżywanie MUZYKI. To, jak został ten temat pokazany w Vinylu, zasługuje na najwyższe uznanie. Scena z pękającym murem na tle twarzy głównego bohatera, zmieniającej się pod wpływem silnych emocji zachwytu przechodzącego w euforię, aż do ekstazy, podczas koncertu fikcyjnej kapeli Nasty Bits /hej, czyż to nie ukłon w stronę New York Dolls?/ z synkiem Jaggera na wokalu, na długo pozostanie w mej pamięci. Jak widzicie, musiało minąć dobrych parę dni, abym ochłonęła i napisała parę zdań.
Mirabelka
Poniżej inna recenzja: