Urodził się w 1948 roku w zachodnim Londynie. Studiował nauki ścisłe, co nie przeszkadzało mu rozwijać zainteresowań muzyką, teatrem i sztuką. Od 1967 roku, przez 10 lat tworzył i koncertował z zespołem Van der Graaf Generator, okrzykniętym przez krytyków i wiernych słuchaczy objawieniem rocka progresywnego. Z mojego punktu widzenia ważne jest porównanie dokonań P. H. w muzyce do tego, co stworzył w obszarze literatury Stanisław Lem. Podziwiam jego konsekwencję w wyrażaniu siebie poprzez twórczość. Nie obniżył poprzeczki, pomimo upływu lat i wszystkiego, co by mogło usprawiedliwiać mniejszą kondycję. Gdy patrzę na wciąż szczupłego i pełnego zapału 65- letniego Pana Hammilla oraz jego dwóch siwiuteńkich kompanów dających taki czad na koncercie w Pradze w roku ubiegłym… Łza się w oku kręci. W tym kontekście, jakże mizernie i blado wyglądają gwiazdki jednego sezonu lansowane przez media! Te wszystkie kobietki i chłopaczki starający się za wszelką cenę zaistnieć na scenie. Tak bardzo się starają, napinają i popisują, że naprawdę nie da się tego oglądać. Nie ma w tym siły twórczej, ani sensu. Powinni najpierw pooglądać i posłuchać takiego mistrza ceremonii, jakim jest Peter Hammill. Potem podjąć decyzję co dalej.
frgm. wywiadu dla ArtRock.pl:
„…AR: Na zakończenie powiedz mi czego ci życzyć? Czy w głowie Petera Hammilla tkwią jeszcze jakieś marzenia do spełnienia?
PH: Możesz mi życzyć dobrego życia, dopóki warto żyć. Tego życzyłbym każdemu! Jeśli chodzi o marzenia, to nie mam ani nie podążam za żadnymi, ale jestem ciągle zainteresowany tym, żeby iść dalej i odnajdywać nowe rzeczy”.
Mirabelka