Przywiało nową muzykę Opeth wraz z liśćmi hojnie zczesanymi z orzechów i kasztanów. Póki co, najdzielniej trzyma się akacja, oporna na zmiany. Długo nie opierałam się tym dźwiękom. Szczególnie bliskie mi są ciekawe połączenia instrumentów i nastrojów. W sumie niezły dżezik na tej płycie. Muzyka to nieinwazyjna, momentami głęboko refleksyjna, dająca przestrzeń. Są też chwile wywołujące bardziej aktywną energię ale tak akurat, bez metalowego przytłoczenia. Podoba mi się takie granie. Znajduję w nim wiele odniesień, np. do UK, The Mute Gods… i The Beatles… Trudno po tym wszystkim wymyślić coś zupełnie nowego, niekojarzącego się z niczym. Dla mnie w ścisłej 10, może 15 płyt roku.
Moja długa nieobecność tutaj spowodowana jest aktywnością na fb oraz koncertach. Ostatnio wolę żyć i prawdziwie doświadczać muzyki i ludzi, niż pielęgnować blogi. Mój blog dziczeje jak ogród bez ogrodnika. Dzisiaj wkroczyłam go reanimować. Zobaczymy, co z tego wyniknie.
Mirabelka