fot. Robert Laska/ Forum
Moje pierwsze zetknięcie z Korą odbyło się za pośrednictwem Leonarda Cohena. Dawno temu, gdy obraz w telewizorach był czarno-biały, czyli na przełomie lat 70/ 80-ych obejrzałam spektakl słowno-muzyczny „Pieśni miłości i nienawiści” i nie mogłam w nocy spać… To było jak przebudzenie. Już na zawsze. Od tamtej pory, a przynajmniej tak pamiętam, rozpoczęłam wędrówkę, w której jestem do dziś. To było jak błysk. Wilhelmi miotający się na metalowym łóżku, taki męski, z papierosem i w ogóle. John Porter z tym swoim przeszywającym zaśpiewem. Zuzanny i Marianny w podwiązkach, i makijażach, bezwstydne i pewne siebie, tak odległe od szarych komunistycznych realiów. Marek Jackowski już zblazowany hipis, ale Kora młoda i śliczna w chórkach.Taka przejęta i nawiedzona, zresztą jak wszyscy, szczerze zaangażowana.
Potem było wiele różnych odsłon, ale Taką bym chciała ją zapamiętać.
Mirabelka
zdjęcia
http://www.tvp.info/1384754/magazyn/jak-sie-zmienili/kora-jackowska