George Harrison, jeden z moich ulubionych spośród beatle. Pryszczaty, introwertyczny, nie przytłaczający swoim talentem, przez co dający przestrzeń innym. Nieoczywisty. Nie wywalający wszystkich flaków od razu przed odbiorcę, promieniujący wewnętrznym światłem. Harrison pociąga mnie do dzisiaj subtelną odmianą wrażliwości. W porównaniu z Paulem i Johnem, których wszędzie było pełno, on swoje ego umiał okazywać z umiarem. Za to Go cenię. Jak również za Jego twórczość, będącą dla mnie wciąż źródłem inspiracji. Tekst „The Inner Light” /wewnętrzne światło/ towarzyszy mi na przestrzeni całego dorosłego życia. Dzisiaj usłyszałam go na nowo. W miejscu w którym jestem, jakże mnie wspiera i potwierdza moje przemyślenia. Wszystko to prawda. Bez wychodzenia za drzwi, mogę ogarniać cały świat. Bez wyglądania przez okno, doświadczam sekretów niebios. Im dalej podróżujesz, tym wiesz mniej. Najważniejsza jest ta podróż wgłąb siebie. Przybądź bez podróży. Dojrzyj bez patrzenia. Rób wszystko z taką lekkością, jakbyś szedł do kiosku po gazetę, jakbyś brodził brzegiem morza, bez planów, zadań i oczekiwań… To jest to, co mogę zrobić dziś dla siebie. Bez wychodzenia z domu. Ty też możesz.
The Inner Light
„Without going out of my door,
I can know all things on earth
without looking out of my window,
I can know the ways of heaven.
The farther one travels
the less one knows
the less one really knows.
Without going out of your door,
You can know all things on earth
without looking out of your window,
you can know the ways of heaven.
The farther one travels
the less one knows
the less one really knows.
Arrive without travelling,
See all without looking,
Do all without doing.
Po wielu latach oglądam na nowo „Koncert dla George’a”, zagrany przez bliskich w pierwszą rocznicę śmierci, 29 listopada 2002 roku. Koncert to niesamowity, wzruszający i otwierający. Przepięknie ułożony, z narastającym napięciem i ciekawością, z obecnym duchem Georga, jego przyjaciółmi, żoną, synem. Dhani w przepastnej koszuli, wyprasowanej przez mamę, uczestniczy w ceremonii całym sobą, z gitarą oraz głosem. Zachęcam Was do wygospodarowania 2 uważnych godzin, aby obejrzeć cały koncert, nad którym czuwają od strony konceptualnej Eric Clapton i Jeff Lynn, a od duchowej Ravi Shankar wraz ze swą przecudną córką, Anuszką utalentowaną sitarzystką i dyrygentką. Zaskakujące są dla mnie interpretacje Jeffa Lynna, który bezinwazyjnie wstrzelił się z barwą głosu oraz klimatem. Edukacyjnie: przypominam sobie Sam Brown- angielską wokalistkę, towarzyszącą takim sławom jak Pink Floyd, Nick Cave, Keith Jarret, czy Jools Holland /tutaj też na klawiszach/. Świetnie wyśpiewała Horse To The Water! Aż się wyrywa przy tym mikrofonie! Zresztą sami posłuchajcie! Muzyka ponad wszystko!
Mirabelka