Joy Division – Dywizja Mrocznej Radości

Od początku nie wyglądało to zbyt wesoło. Wałęsali się po Manchesterze i dopiero obczajali grę na instrumentach. Była druga połowa lat 70-ch. Ian Curtis był urzędnikiem, z aspiracjami poety, pozostali pracowali w fabryce. Musieli zmienić pierwszą nazwę „Warsaw”, gdyż istniał już zespół o podobnej.  Nową nazwą sprowokowali tych, którzy przypięli im łatkę nazistów. Zaczerpnęli ją bowiem z języka niemieckiego /Freudenabteilung/, określającego wyselekcjonowane grupy więźniarek obozu koncentracyjnego w Auschwitz, zmuszanych do świadczenia usług seksualnych. Zakrawało to na kolejną prowokację i pozę. Nazwa musiała być nośna i natychmiast zapadać w pamięć. Moim zdaniem żadne tam fascynacje nazizmem. Po prostu kreacja artystyczna. Potem były 4 lata wspólnego grania i tworzenia transowych przekazów;  coś jakby relacji z samego wnętrza wrażliwego, uzdolnionego człowieka, dotkniętego neurologicznym schorzeniem. Na pewne rzeczy Ian nie miał wpływu. Ale to, co po sobie pozostawił, nawet dzisiaj mnie szokuje i zawstydza. Odsłaniał swą ciemną stronę duszy przed całym światem, jakby zrywał skórę chroniącą intymność. Chociaż w tamtych czasach ten przekaz trafiał do mnie z wielką siłą, jednak dopiero po przepuszczeniu przez własne filtry bezpieczeństwa.

Już wtedy miałam w sobie rozwiniętą właściwość, że w każdym nawet najgłębszym mroku dostrzegałam tlącą się iskierkę światła, której się chwytałam i rozniecałam siłą woli… Dlatego do dzisiaj nie ma dla  mnie rzeczy niemożliwych. Może mam po prostu dobrze zintegrowany instynkt samozachowawczy.

W moim wolnym tłumaczeniu, nawet ostatnia zwrotka „She lost control” nie brzmi tak depresyjnie i złowieszczo… Ja wydobyłam z niej trochę nadziei. Słyszę to, co chcę usłyszeć, czy też wyłapuję  elementy dobre dla mnie. Chyba dlatego przetrwałam i dotarłam do obecnego miejsca, w niezłej kondycji psychofizycznej… Natomiast nadszarpnięty układ nerwowy Iana nie udźwigał intensywności przeżyć i znoju pracy na scenie. Przepaliły mu się żarówki i śmiertelnie poraził prąd własnego geniuszu. To pewne, że dochodzenie do prawdy o sobie powinno przebiegać pod ścisłą kontrolą… On ją stracił bardzo wcześnie, bo w wieku 24 lat…

„Pewnie, że mogłabym żyć trochę lepiej

ze  wszystkimi swoimi mitami i kłamstewkami…

więc gdy włamał się mrok, ja też się załamałam i ryczałam.

Pewnie, że mogłabym żyć trochę bardziej na widoku.

Kiedy zaprzepaściłam zmianę, pragnienie też przepadło.

/Czemu?/ Straciliśmy kontrolę, gdy dotarliśmy do tego miejsca?”

Ja przekroczyłam kolejne ograniczenia. Mój instynkt samozachowawczy przeprowadził mnie przez trudności, które od pewnego czasu traktuję po prostu jako doświadczenia. Jest mi lepiej, od kiedy zdjęłam z nich ciężar swojej przesadnej uwagi. Zrobiło się lżej i po ludzku znośniej, gdy zobaczyłam, że: „nic nie jest ważne i wszystko jest ważne…”, a „jedyną pewną rzeczą w życiu jest zmiana”.

Mirabelka

Jedna myśl nt. „Joy Division – Dywizja Mrocznej Radości

  1. Pingback: Strach | xiegacodziennosci

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.