Co jakiś czas mam fazę na Jegora Letowa. Akurat teraz smutna to okazja, bo 12 rocznica śmierci tego niepokornego artysty. Odszedł we śnie w swoim domu w Omsku zaledwie w wieku 44 lat. Gdy myślę o tamtych czasach, to zbiera mi się na płacz z bezsilności, z wku… z żalu… Gdy 8 grudnia 1984 roku zakładał Grażdanską Oboronę /Gr.ob/ z pewnością nie przypuszczał, że historia okrzyknie go prekursorem syberyjskiego punkrocka. Tymczasem przez wiele lat musiał tworzyć w ukryciu, dosłownie po garażach, piwnicach i kuchniach. Grażdanska była na cenzurowanym, a Jegora na wiele miesięcy zamknięto w „psychuszce”, gdzie po nieludzkich eksperymentach farmakologiczno- psychotropowych ledwo odzyskał wzrok. Ta muzyka i teksty są z krwi i kości. Zaryzykuję stwierdzenie, że Gr.ob to nie były wygłupy z dobrobytu ale z niedostatku. Żadne tam pindrzenie w stylu New York Dolls, pokaz mody w stylu Ramones, czy kontrolowane szokowanie w stylu Sex Pistols. To był syberyjski, zgrzebny rock, wpław Irtyszem i Omem na odmrożonych gitarach wszechświata.
Słuchajmy Letowa, pamiętając, że wolność i bunt przypłacił życiem.
Bardzo polecam książkę o tamtych czasach: „Oczami rosyjskiej zabawki- antologia radzieckiego i rosyjskiego undergroundu” Konstantego Usenko.
Mirabelka