Bo otworzyło mnie na świat.
Bo potwierdziło moje młodzieńcze przeczucia że wszystko jest możliwe.
Bo dokumentowało tak przekonująco nieograniczone możliwości wyobraźni.
Bo ujawniło istnienie czarodziejskiego / jednocześnie realnego, bo opisanego !/ Macondo, w którym wybuchają epidemie bezsenności i zaniku pamięci ze zwykłej kolei rzeczy. Deszcz żółtych kwiatków, zasypujących miasteczko po czyjejś śmierci, wydaje się być czymś naturalnym.
Bo pokazało śmierć i odchodzenie w innym wymiarze, niż dotychczas.
Bo uświadomiło mi, że to, co dla mnie jest szczęściem, dla innych może być szaleństwem /mam zgodę na to!!!/.
Bo wykracza poza czas.
Bo daje świadectwo cudownej opowieści…
GGM z żoną Mercedes oraz synami, 1960, Barcelona
Cały tekst: http://wyborcza