To był wystrzałowy debiut! 1970 rok, sierpień, wyspa Wight i supergrupa ELP złożona z trzech ściśle wyselekcjonowanych muzyków, już zaawansowanych w obszarach rocka progresywnego. Terminowali u najlepszych: w The Nice /Emerson/, King Crimson /basista Greg Lake/, Atomic Rooster /Carl Palmer/. To, co wyczyniał Keith Emerson na klawiszach, nawet dziś może przyprawiać o skrajne emocje. Jego wirtuozeria balansująca na granicy kiczu, nie pozostawiała nikogo obojętnym. Wokal Grega Lake’a brzmiał nieziemsko czysto i był tak krystalicznie wyeksponowany, że aż nierealny. Na rozbudowanym instrumentarium perkusyjnym, Carl Palmer, łamał metrum i wszelkie konwenanse. Przez szereg lat był uznawany przez czołowe czasopisma muzyczne /m. in. Melody Maker/ najlepszym perkusistą roku. Powyższe okoliczności przemawiały za tym, że ELP był tworem jakby z innej planety, wyprzedającym swój czas, przez co niedostępnym. Trzej Muzycy razem tworzyli mieszankę tak dziwaczną, że nie sposób było oderwać od niej oczu i uszu. Co charakterystyczne: wszyscy byli zaangażowani na maksa w to, co robili na scenie, a mam całkowitą pewność, że to co robili kochali. Ich muzyka oparła się próbie czasu i po tylu latach wciąż zaskakuje nowatorskimi pomysłami.
Mirabelka
Niesamowity koncert!!!!