Echo & the Bunnyman skrzyknęli się w Liverpoolu w 1978 roku, a pierwszy longplay nagrali dwa lata później. Ale nie o nim będę dzisiaj pisać. Mnie przypadła do gustu bardziej ich druga płyta Heaven Up Here z 1981 roku. Słuchałam jej namiętnie w tamtych czasach; z podobnymi emocjami słucham też dzisiaj. Wtedy dotarła do nas może z kilkumiesięcznym poślizgiem. Pamiętam jak przeżywaliśmy tą nową muzykę, będącą powiewem wolności /trwał stan wojenny!/ w maleńkim mieszkaniu Irka. Nie ma już Irka i nie ma tamtych przestrzeni. Pozostała muzyka. Zbuntowana i niepokorna. Miażdżąca swym rozpędem wszystkie kamienie i niedogodności po drodze. Dodająca oszałamiających przypraw zrównoważonej codzienności.
Mirabelka