Dead Can Dance


Dead Can Dance… i czegóż chcieć więcej? Ten australijsko- brytyjski duet działa na scenie od 1981 roku, z dwiema przerwami trwającymi w sumie 12 lat, co i tak daje ponad dwie dekady twórczej obecności. Lisa Garett i Brendon Perry stanowią nieprawdopodobne połączenie dwóch światów w jeden. Są niepodzieleni.

Yin yang.svgStanowią muzyczną pełnię pierwiastków męskiego i żeńskiego, yin i jang. Nie dość powiedzieć, że wciąż, po tylu latach, na samo przywołanie nazwy DCD, mocniej bije mi serce, a po rdzeniu kręgowym przepływają dreszcze. Jest to sprawdzony znak, że spotkały się uczucia z potrzebami.

Zaczęli w Melbourne, jednak w poszukiwaniu inspiracji do rozwoju wyruszyli w daleki świat, czyli do Londynu, gdzie pracowali na legendę wytwórni 4AD. Nagrali 11 dużych krążków, nie licząc kompilacji. Dość gadania, niech zabrzmi muzyka!
Dopisuję te słowa następnego dnia, tj. 08. lutego 2016r, gdy za oknem porywy wiatru dochodzą do 90km/h. Docierają one aż do tego koncertu z 2013 roku w Coachella… Wiatr tak pięknie rozwiewa włosy muzykom i targa suknią Lisy Garett…

Mirabelka

 

Poniższe zdjęcie studia zespołu, mieszczącego się w kościele w Quivvy pochodzi z oficjalnej stronki zespołu:  www.deadcandance.com/

Q1
interesujący wywiad oraz zdjęcia:
http://pitchfork.com/features/interviews/8903-dead-can-dance/


fantastyczny taniec w choreografii Piny, znakomitej tancerki:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.