Muzyka- moje życie. Manifest 2015

MUZYKA – MOJE  ŻYCIE. Manifest

Znalezione obrazy dla zapytania leonid afremov Leonid Afremov,

Koniec świata? Dzień, w którym zamilknie muzyka.

“When the music’s  over, turn out the lights, turn out the  lights, turn out the lights…” śpiewali Doorsi do mojej kołyski i bardzo wzięłam to sobie  do serca.

Nie pamiętam dnia bez muzyki. Ona dopełnia całe moje życie. Jest spoiwem, dzięki któremu nie rozpadłam się na bezużyteczne części. Zaryzykuję twierdzenie, że to właśnie muzyka jest tym budulcem, który sprawia, że ziemia wciąż się kręci i nie spada w nicość, w otchłań, helter scelter … Wcale nie miłość, jak się powszechnie uważa.  Z pewnością nie miłość.

Muzyka towarzyszy całemu mojemu życiu; nią wypełnionych jest większość świadomych i tych mniej uświadomionych chwil. Jest tym, co kocham nad życie, jeżeli to w ogóle możliwe.

Czasem śnię, że staję się muzyką. Dźwięki przenikają mnie i wyścielają od środka, tworząc bezpieczne połączenia pomiędzy wszystkimi moimi wcieleniami,  konfliktami wewnętrznymi,  ja prawdziwymi i rzekomymi, próbującymi łechtać moje ego i wdzięczyć się w rankingu wzięcia pod uwagę. Tak buduje się tożsamość. Dzięki muzyce mogę sięgnąć do najodleglejszych zakamarków i nawiązać kontakt z nieoczekiwanymi schowkami. Niejednokrotnie muzyka wybawiała mnie ze szponów depresji i szaleństwa.  Co ciekawe. Gdy wsłuchuję się w najbardziej nawet żałobne i wydawać by się mogło dołujące dźwięki, wygrywane przez  Joy Division,  Codeine, The Black Heart Procession czy the Fields of the Nephyllim , to i tak odbieram z nich apoteozę życia.  Są dla mnie zachętą do trzymania się jasnej strony. Jakże budujące są: rozdzierający wokal Janis Joplin i mruczenie  Toma Waitsa,  wyczyny Madrugady i utarczki basu z saksofonem w Morphine. Oddaję się całkowicie muzyce i pozwalam jej bezkarnie buszować po mnie. Nawet po wysłuchaniu najbardziej morderczej ballady Nicka Cave’a,  czy najmroczniejszej „muzyki końca świata”, czuję jak robi mi się znośniej i odnajduję więcej sensu w tym pie……. życiu. Może doświadczam w ten sposób terapeutycznej roli sztuki? Lubię różną muzykę, nie trzymam się jednego stylu, czy kierunku. Jedynym kryterium jest moja wewnętrzna chęć słuchania. Zdradzę Wam czego nie mogę słuchać.  To „The Legendary Pink Dots”- ulubiony zespół Tomka Beksińskiego. Coś jest nie tak w tej muzyce. Źle działa na mój umysł,  bo wyzwalając niekorzystne wibracje rozmontowuje go od środka.  Nauczyłam się stronić od podobnych rejestrów. Mam za to większe zrozumienie dla wyborów Beksińskiego, wiedząc, że kręciły go takie muzy.

Poza tym uwielbiam całą muzykę świata. Gdy słucham soczyście rockowych płyt Wishbone Ash, Led Zeppellin, Pink Floyd, King Crimson, Genesis, Yes, czy Crippled Black Phoenix, to czuję zdecydowanie mniej osamotnienia i odklejenia od rzeczywistości. Wciąż odkrywam nową. Tyle jeszcze muzyki przed nami!

Czy tylko tyle? Coś jeszcze?

– muzyka jest magnesem, tym kluczem, dzięki któremu integrują się wszystkie moje części

– znajduję w niej ukojenie

– bywa ziarnkiem piasku, które czasem uwiera i sprawia, że muszę się zatrzymać i przewietrzyć myśli

– muzyka jest niezawodnym lekarstwem na samotność

– amortyzuje ból przy instalacji  w codzienności

– jest pragnieniem duszy i pokarmem dla niej

So, shut up, let’s the music play!

Mirabelka

2015

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.